Dzisiaj wybrałam się na mały spacer, bo uznałam że nie może być tak, że przez ostatnie dni dzielnie robię jakieś kroki, a dzisiaj będę leżeć i siedzieć przez komputerem cały dzień. Kiedy już zaczęło się ściemniać to wyruszyłam przed siebie w kierunku Katowic. Wtedy jeszcze nie wiedziałam gdzie jest ta magiczna granica, do której chcę dotrzeć.
Piękna cena za 95, miło się na nią patrzy
Nie miałam jakiejś większej potrzeby, ale uznałam że chciałabym dostać wreszcie garminową odznakę dla pojedynczego spaceru na 3 mile, czyli prawie 5 kilometrów. Nie brzmiało to jakoś szczególnie trudno, więc poszłam przed siebie. Przeszłam sobie na spokojnie cały Chorzów, dotarłam do granicy z Katowicami i przez chwilę przyglądałam się Tauzenowi. Niby dzień się skończył, jasno nie było... Ale nocą też tego nazwać nie mogłam. Nim przeszłam całe osiedle, ściemniło się do reszty i musiałam sobie przyświecać miejscami latarką, bo przecież zrobienie parkingu zamiast chodnika to jak najbardziej słuszna postawa. Żeby jeszcze obok tego niby parkingu był wąski chodnik czy coś tego rodzaju? A gdzie tam, wydeptana trawa i jazda, nie ma co się szczypać.
Po przejściu osiedla, przeszłam koło Legendii i dalej w kierunku centrum Katowic. Akurat przechodziłam przez przystanek, kiedy przyjechał autobus, którym mogłam wrócić do siebie. Trochę korciło, żeby wsiąść do środka i się nie przejmować tym spacerem, ale chciałam sobie udowodnić, że przejdę ten odcinek, że dam radę. Westchnęłam w duchu, idąc dalej wzdłuż ulicy Chorzowskiej. Minęłam też wyżej widoczny kościół na Dębie. Widuję go za każdym razem jak idę do pracy do biura, więc nie robi na mnie szczególnego wrażenia, ale w nocy wygląda całkiem dobrze. Szkoda, że ma okolicę jaką ma, ale na to wpływu nie mam. Zobaczyłam też nadjeżdżający tramwaj. Zerknęłam ile dystansu do końca, a tam kilometr. No to poszłam dalej.
Co mnie podkusiło, żeby z buta iść do Silesii?
Stojąc przy Silesii zerknęłam na telefon, kiedy przyjedzie następny tramwaj. Miałam do wyboru albo iść żwawym krokiem na przystanek bliżej centrum, albo dobić ostatnie kroki pod galerią. Wybór był prosty, nie chciało mi się biec, nie byłam pewna czy zdążę, więc bezpieczniej było porobić kilka kółek wokół wiaty. Na szczęście nikogo nie było, więc (chyba) nikt nie widział jak robię z siebie dziwaka. Zawsze mogłabym powiedzieć, że się rozgrzewałam, chociaż noc nie była jakaś szczególnie zimna, powiedziałabym nawet, że była całkiem przyjemna jak na taki spacer.
Tramwaj przyjechał punktualnie i mogłam z czystym sumieniem zamknąć trening. Dostałam upragnioną odznakę i bezpiecznie wróciłam do mieszkania. Rodzice nie byliby zachwyceni gdyby słyszeli, że o 22 kręcę się po mieście, zamiast siedzieć u siebie. No cóż, może nie było tutaj niczego szalonego (ot, jeden chłopak pytający o przejście przez ulicę Chorzowską na wysokości wejścia głównego do Parku Śląskiego), więc raczej przyjemny acz nudny wypad.
Grunt, że mogę z czystym sumieniem iść spać.