Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Jest rozpierdol. Dzieją się bardzo złe rzeczy, ale też wierzę mocno, że takie, które doprowadzą mnie do stabilizacji w końcu. Boję się jutra. Muszę się stawić w Szczecinie na onkologii. To jest niezły paradoks: boję się, że umrę, ale jednocześnie rozpierdalam własne życie używkami. Tak czy siak pozbieram się.
W nocy z jakieś 5 razy co najmniej naraziłam życie. Żyję, jestem, więc może jestem tu po coś? Gdy rano leżałam i próbowałam nie umrzeć to napisał brat jak to maluchy za mną tęsknią. Może mam po co żyć? Tylko ile można żyć dla kogoś? Nie wiem. Zakręt życiowy w chuj. Tak czy siak o 8 melduję się u psychiatry. A o 10 - 11 u onkologa w Szczecinie i tej drugiej wizyty boję się bardzo..
Do jutra.