6,680 steps: A day as the guardian of a small army 👩👧👦
We’re spending the summer at our allotment – the teenagers sleep in a tent, while we stay in the cabins my husband built (his little-big pride 🛠). This is our summer base, full of greenery, birdsong, and the cheerful noise of children.
Yesterday, my step count stopped at 6,680 – definitely less than my usual routine, but the day had its own special rhythm. One walk, some tidying up… and full responsibility for a mini youth-and-kids camp that at times had as many as 8 participants 🫣
Besides my four, the team also included two teenage friends of my daughter, and later – for extra fun – my sister-in-law with her two sons. The cabins, tent, grass, and wooden deck turned into a headquarters for games, laughter, noise, and that lovely chaos I truly appreciate… once the silence finally arrives.
My husband was on duty yesterday, so I played the role of operational commander – ensuring safety, delegating tasks, keeping the food supplies in check, and peacefully resolving conflicts (“He took my blanket!” – drama level: Oscar-worthy).
I won’t pretend – my feminine days are approaching, and my body decided to “play around” with the timing. Add in a migraine and a bit of fatigue, and my body switched to energy-saving mode. I suspect that my recent lack of proper hydration hasn’t helped either, so it’s time to get back to the good habit of drinking more water.
To sum it up – even though my step count was lower, the day had its own kind of activity. It might not have been a sports adventure, but it was definitely a workout in patience, logistics, and multitasking. 💪
6,680 kroków, czyli dzień w roli strażnika małej armii 👩👧👦
Wakacje spędzamy na naszej działce – nastolatki śpią w namiocie, a my w domkach, które zbudował mój mąż (jego mała wielka duma 🛠). To nasza letnia baza wypadowa, pełna zieleni, śpiewu ptaków i gwaru dzieci.
Wczoraj licznik kroków zatrzymał się na 6,680. Zdecydowanie mniej niż w mojej codziennej rutynie, ale ten dzień miał swój wyjątkowy rytm. Jeden spacer, trochę krzątaniny… i pełna odpowiedzialność za miniobóz młodzieżowo-dziecięcy, w którym momentami było aż 8 uczestników 🫣
Oprócz mojej czwórki, do zespołu dołączyły dwie nastoletnie przyjaciółki córki, a potem – w ramach urozmaicenia – moja bratowa ze swoimi dwoma synami. Domki, namiot, trawa i drewniany taras zamieniły się w centrum dowodzenia zabawami, śmiechem, hałasem i tym cudownym chaosem, który doceniam… gdy w końcu zapada cisza.
Mój mąż był w tym czasie na służbie, więc pełniłam funkcję dowódcy operacyjnego – pilnowanie bezpieczeństwa, rozdzielanie zadań, kontrola zapasów jedzenia i pokojowe rozwiązywanie konfliktów („On zabrał mój kocyk!” – poziom dramatyzmu: Oscarowy).
Nie będę jednak udawać – zbliżają się kobiece dni, a mój organizm postanowił trochę „pokombinować” z ich terminem. Do tego doszła migrena i lekkie zmęczenie, więc ciało weszło w tryb „oszczędzania energii”. Podejrzewam też, że brak odpowiedniego nawodnienia w ostatnich dniach nie pomaga, więc czas wrócić do dobrego nawyku picia wody.
Podsumowując – choć kroków było mniej, wczorajszy dzień miał swoją dynamikę. Może nie była to sportowa wyprawa, ale był to prawdziwy trening cierpliwości, logistyki i multitaskingu. 💪
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io