🚶‍♀️10,964 steps – and not a single one was wasted…
I didn’t manage to reach the @poprzeczka goal today – the counter stopped at 10,964 steps. Not much was missing, but honestly, the number wasn’t what mattered most today.
I had a plan this morning: to walk to work and start the week full of energy. But then… it rained. And not just outside. It felt like it was raining in my head, in my heart, in every part of the day. The weather had a terrible effect on the kids – they were cranky, emotional, chaotic. And let’s be honest, Mondays are tough even without the storm clouds.
Today felt like a never-ending series of emotional hurdles: serious conversations, tears, troubles – mine and my loved ones’. There was a bike accident, a hospital visit, personal struggles, and life’s messes… including those involving my own teenagers, who lately go head-to-head with life like emotional hurricanes. Sometimes it feels like there’s no room to breathe before the next curveball hits.
That’s why today’s activity had a whole different purpose.
It wasn’t about fitness, calories, or goals.
It was about mental health.
About releasing tension.
About reminding myself that I can still move forward, even if everything else feels stuck.
On the treadmill, I wasn’t counting pace. I was counting steps back to myself. Each one helped unravel the pressure, and finally… I could breathe again.
Some days, walking or exercising isn’t a hobby – it’s survival.
Today was one of those days.
And tomorrow?
Maybe it’ll rain again.
But now I know I’ve got shoes strong enough to carry me through it.
🚶‍♀️10964 kroków i ani jednego z nich na darmo…
Dziś nie udało się osiągnąć progu @poprzeczka – licznik zatrzymał się na 10964 krokach. Niby niewiele zabrakło, ale to nie liczba była dziś najważniejsza.
Rano miałam ambitny plan: iść piechotą do pracy, zacząć tydzień z energią. Ale wtedy przyszedł deszcz. I nie tylko on. Padało nie tylko z nieba – padało też w głowie, w sercu i w emocjach. Pogoda miała dziś paskudny wpływ na dzieci – rozdrażnienie, płacz, chaos. A poniedziałek sam w sobie przecież już bywa trudny.
Dziś było jak w scenariuszu dramatu: poważne rozmowy, łzy, kłopoty – zarówno moje, jak i bliskich. Był wypadek rowerowy, szpital, osobiste zmagania z rzeczywistością i dwójką dorastających nastolatków, którzy wchodzą na ring emocji z siłą huraganu. Czasami życie nie zostawia miejsca na oddech, tylko wrzuca kolejny zakręt, zanim jeszcze zdążysz wyjść z poprzedniego.
I właśnie dlatego wieczorna aktywność miała dziś inny wymiar.
Nie była dla formy, kalorii czy osiągnięcia celu.
Była dla zdrowia psychicznego.
Dla zrzucenia napięcia.
Dla przypomnienia sobie, że mogę się ruszyć, nawet jeśli wszystko inne stoi w miejscu.
Na bieżni nie liczyłam tempa. Liczyłam każdy krok, który pozwalał mi wrócić do siebie. Krok po kroku odplątywałam napięcie, aż w końcu... oddychałam swobodniej.
Są takie dni, gdy wyjście na spacer czy trening to nie hobby – to ratunek.
Dziś był właśnie taki dzień.
A jutro?
Może znowu będzie deszcz.
Ale ja juĹĽ wiem, ĹĽe mam buty, ktĂłre mnie przez niego przeprowadzÄ….
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io