🎉 Children's Day full of popcorn, adrenaline... and a wet slide! 🍿🎈
Yesterday smelled like fresh popcorn, tasted like homemade cake, and moved at the speed of a marathon – all thanks to our preschool Children's Day celebration. According to my smartwatch, I hit 9,017 steps… although my phone spent most of the day lying on a table in the classroom. Actifit stubbornly claims I only walked 4,442 steps, but I know better – I was running around non-stop from 8 AM to 8 PM, and if steps were counted for every “Please don’t push on the slide!”, I would’ve reached Mount Everest by noon!
In the morning, kids from two of our preschool’s branches visited us to join the fun – thankfully, none of them brought a thunderstorm with them. Although… the weather was rather gloomy. A light drizzle fell as the bouncy castles were already set up – no turning back. The children jumped, ran, and munched on popcorn from a rented machine – it smelled like a movie theater, only louder, wilder, and far more soaked!
Around 1 PM the sun finally peeked through the clouds – I grabbed a towel, climbed up the inflatable, and personally checked if the slide was dry enough. It was. I tested it. In slippers. With a squeal. But I stayed dry! 😄
At 4 PM the actual festival began – and I became... the Popcorn Ninja! I manned the popcorn machine for three hours, and the line seemed to stretch into eternity. I kept the kids entertained while collecting a decent amount of money in the donation jar. The buttery smell, the popping sound, the wide-eyed excitement – pure joy.
And that was just the beginning! Homemade cakes brought by parents disappeared faster than gossip in the teacher’s lounge. The kitchen ladies worked their magic with waffles, which sold out just as quickly. There were tattoo stations (oh, the kids left looking like "pirates after a music festival"), colorful braid booths, science experiments, tote bag painting with cartoon stencils – and more joy than I could possibly list.
The festival was supposed to end at 7 PM… but you know how it is – when the party’s good, nobody checks the clock. Guests only started leaving around 7:30, and my colleagues and I started cleaning up with smiles on our faces – even if our legs were silently screaming. Former students also dropped by – taller now, older, but with that same sparkle in their eyes. Priceless moments.
Eventually, once the adrenaline wore off and the last napkin was tossed away, I got home. I devoured a well-deserved pizza from my favorite place – with truffle paste and delicious olive oil. I had a glass of wine, watched a movie with my husband, and... fell asleep before the credits even rolled.
What a day! And even though today I feel like I ran a half-marathon in crocs – my heart is full, and my head is swimming in happy memories. Children's Day? It was special for me too ❤️
🎉 Dzień Dziecka pełen popcornu, adrenaliny i… mokrej zjeżdżalni! 🍿🎈
Wczorajszy dzień miał zapach świeżego popcornu, smak ciasta od mam i tempo maratonu – a wszystko to z okazji naszego przedszkolnego Dnia Dziecka. Według mojego zegarka nabiłam 9017 kroków… a telefon spokojnie leżał większość dnia na stoliku w sali. Actifit uparcie twierdzi, że zrobiłam tylko 4442 kroki, ale ja wiem swoje – latałam jak poparzona od ósmej rano do dwudziestej, i gdyby kroki liczyły się za każde "Proszę nie pchać się do zjeżdżalni!", to spokojnie dobiłabym do Everestu!
Z rana odwiedziły nas dzieci z dwóch filii naszego przedszkola – na szczęście żadne z nich nie przyniosło burzy. A właściwie... pogoda była kiepska, lekki deszcz siąpił sobie w najlepsze, ale dmuchańce już stały i nie było zmiłuj. Dzieci biegały, skakały i zajadały popcorn z wynajętej maszyny – pachniało jak w kinie, tylko zamiast siedzieć w fotelu, wszyscy biegali, śmiali się i chlupali w kałużach.
Koło 13 słońce zlitowało się nad nami i wyszło zza chmur – wzięłam więc ściereczkę, wdrapałam się na dmuchańca i osobiście sprawdziłam, czy można już zjeżdżać. Zjechałam. W kapciach. Trochę z piskiem. Ale za to sucha! 😄
Od 16:00 ruszył festyn – a ja zostałam... popcornowym ninja! Przez trzy godziny obsługiwałam maszynę i miałam wrażenie, że kolejka sięga końca świata. Rozmową zabawiałam kolejkowiczów, zbierając przy okazji pokaźną sumę do słoika. Zapach maślany, dźwięk strzelającej kukurydzy, dzieci z oczami jak pięciozłotówki – czysta radość.
A to był tylko początek! Ciasta od rodziców rozeszły się szybciej niż plotka w pokoju nauczycielskim, kuchenne panie dzielnie serwowały gofry, które zniknęły w tempie ekspresowym. Było stoisko z tatuażami (oj, dzieci wychodziły w stylu "pirat po festiwalu"), kolorowe warkoczyki, eksperymenty, malowanie toreb, szablony z bajek i jeszcze więcej radości niż dam radę opisać.
Festyn miał trwać do 19:00, ale wiadomo – jeśli impreza dobra, nikt nie patrzy na zegarek. Goście zaczęli się rozchodzić dopiero po 19:30, a my z koleżankami sprzątałyśmy z uśmiechem na twarzy, choć nogi już protestowały. Spotkałyśmy też naszych dawnych wychowanków – większych, starszych, ale z tym samym błyskiem w oku. Takie chwile są bezcenne.
W końcu, gdy emocje opadły i adrenalina zniknęła razem z ostatnim papierowym talerzykiem, wróciłam do domu. Zjadłam zasłużoną pizzę z mojej ulubionej pizzerii – z pastą truflową i oliwą, która smakuje jak marzenie. Wypiłam kieliszek wina, obejrzałam film z moim mężem i… zasnęłam zanim zdążyliśmy obejrzeć napisy końcowe.
To był dzień! I choć dziś czuję się, jakbym przebiegła pół maratonu w crocsach – serducho mam pełne, a głowa pełna wspomnień. Dzień Dziecka? Dla mnie też był wyjątkowy ❤️
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io