Tuesday’s 20,000 Steps and Survival Mode at Work
20,876 steps – sounds like a marathon, and it’s only Tuesday. Only... or already? Because this day really put me to the test.
In the morning, I started work in survival mode. Until noon, I fought to stay mentally present and keep some semblance of order in the group. The kids go completely wild when they’re with Mrs. B – and while I love my job, I’m starting to feel like I’m covering for someone else more than I should. And my own energy? It’s running low. Fast.
In the evening, I found out that I might spend June substituting at the same preschool where I was recently covering. The chances are high that the teacher won’t return from her medical leave, since she’s handed in her resignation. I feel torn. On one hand – I’d miss our kids, their hugs, laughter, and the familiar atmosphere. On the other – maybe a break from all the daily drama and the toxic energy would actually do me good. I don’t know yet how it will play out, but if it happens – I might just get the reset I need.
After work, I had a quick lunch-dinner and, despite my legs begging me to stop, I went for a walk with my husband. Just a short one, but enough to add some extra steps and swing by the park. I really needed that – fresh air, conversation, and a break from everything that’s been boiling inside.
20,000 steps. A solid dose of movement. But it’s not just a number – it’s a metaphor for the day. Step by step, despite exhaustion, frustration, and uncertainty, I keep going. Sometimes I stumble, sometimes I grit my teeth – but the most important thing is, I don’t stop.
And maybe this June won’t be an escape, but a breath of fresh air. And maybe it’s the breath – not the battle – that will bring me back to myself.
🦶🌳
Wtorkowe 20 tysięcy kroków i tryb przetrwania w pracy
20876 kroków – brzmi jak wynik maratonu, a to przecież tylko wtorek. Tylko… albo aż. Bo ten dzień dał mi solidnie popalić.
Rano w pracy wystartowałam w trybie przetrwania. Do godziny 12 walczyłam o zachowanie przytomności umysłu i względnej ciszy w grupie. Dzieci przy Pani B dostają jakiegoś zbiorowego małpiego rozumu – i choć kocham moją pracę, to coraz częściej czuję, że ogarniam za kogoś więcej, niż powinnam. A moje własne zasoby? Kurczą się. Szybko.
Wieczorem, po informacji, że czerwiec być może spędzę znów na zastępstwie w innym przedszkolu, poczułam się rozdarta. Z jednej strony – będzie brakować naszych dzieci, ich przytulasów, śmiechu i tej znajomej atmosfery. Z drugiej – może dobrze by mi zrobił detoks od codziennych dram i kontaktu z osobą, której obecność jest... delikatnie mówiąc... wyczerpująca. Nie wiem jeszcze, co z tego wyniknie, ale jeśli nauczycielka rzeczywiście nie wróci z L4 po złożeniu wypowiedzenia – mam swoją szansę na mały reset.
Po pracy szybka obiadokolacja i – mimo że nogi mówiły „dość” – wyszłam na spacer z mężem. Krótki, ale wystarczający, by dorzucić kilka kroków do dziennego wyniku i zahaczyć o park. Potrzebowałam tego. Świeżego powietrza, rozmowy, oderwania się od wszystkiego, co wewnątrz kipi.
20 tysięcy kroków. Solidna porcja ruchu. Ale to nie tylko liczba – to metafora dzisiejszego dnia. Krok za krokiem, mimo zmęczenia, frustracji i niepewności, idę dalej. Czasem człowiek się potyka, czasem zgrzyta zębami, ale najważniejsze, że się nie zatrzymuje.
I może ten czerwiec będzie nie tyle ucieczką, co oddechem. I może to właśnie oddech, a nie walka, pozwoli mi wrócić do siebie.
🦶🌳
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io