Back to Routine – 20,000 Steps and a Slice of Everyday Life
20,838 steps. That’s how much I walked yesterday. And even though my legs reminded me of their existence by the evening, my heart felt light. Because it was the kind of day that finally made me feel like I’m getting back into my routine. The illness hasn’t completely let go yet – a few more days of medication are still ahead – but I’m back to being active, functioning, and handling the family whirlwind in full force.
The day started with a quick trip to Opatowice. There were a few urgent things to take care of in the garden – little tasks that wouldn’t wait and certainly wouldn’t do themselves. The weather? Classic: sun, rain, sun, wind, rain. But I’ve learned by now to carry everything in my backpack – from a rain poncho to sunglasses.
After Opatowice, I made a quick stop at the market – veggies, fruit, and some homemade goodies that always taste best when fresh from local hands. Then came time to pick up the boys from preschool and school. I thought the day’s running around was done – but then I remembered Sara’s parent-teacher meeting.
And off I went again. A quick meal, a glance at the clock, and a sprint to school. Luckily, I made it – though I won’t lie, my pace could’ve rivaled a marathoner’s. The meeting? Quite pleasant. Lots of laughter over stories from the May school trip to Szklarska Poręba – funny in hindsight, though back then, our chaperones, Ms. Ania and the rest of the team, had their hands full with our group of teens. I wrote more about that in yesterday’s post over on the Lady of Hive community, where I regularly share my everyday stories – always honest, and often with a wink.
After the meeting – a quick dash through the rain for some shopping (because of course the weather wouldn’t give me a break), and then finally home. And there, the evening routine began: dinner, baths, backpacks, outfits for the next day… you know, the usual home marathon. But all in all – it was a good day. Full of ordinary tasks that, in their own way, bring peace.
And you know what? Those 20,838 steps aren’t just a number on my app. They’re proof that I’m coming back. That I’m on my feet again – both literally and figuratively.
So how was your day? Who else got rained on yesterday and squinted at the sun a minute later?
Powrót do rutyny – 20 tysięcy kroków i garść codzienności
20838 kroków. Tyle wczoraj wydeptałam. I choć nogi pod wieczór dawały znać, że istnieją, to serce było lekkie. Bo to był ten dzień, kiedy wreszcie poczułam, że wracam do swojej rutyny. Choroba co prawda jeszcze całkiem nie odpuściła – kilka dni z lekami jeszcze przede mną – ale już mogę działać, funkcjonować i ogarniać rodzinne tornado w pełnym zakresie.
Dzień rozpoczął się od szybkiego wypadu na Opatowice. W ogrodzie było kilka rzeczy do zrobienia – niecierpiących zwłoki drobnostek, które same się przecież nie zrobią. Pogoda? Klasyk: słońce, deszcz, słońce, wiatr, deszcz. Ale człowiek już się nauczył nosić wszystko w plecaku – od peleryny po okulary przeciwsłoneczne.
Z Opatowic – szybkie zakupy na targu: warzywa, owoce, kilka domowych produktów, które najlepiej smakują prosto spod ręki lokalnych dostawców. Potem dzieciaki – odbiór chłopaków z przedszkola i szkoły. Myślałam, że to koniec bieganiny, ale wtedy przypomniało mi się o zebraniu Sary.
I zaczęła się gonitwa. Obiad na szybko, rzut oka na zegarek i sprint do szkoły. Na szczęście zdążyłam, choć nie powiem – tempo miałam godne maratończyka. Zebranie? Całkiem miłe. Sporo śmiechu z opowieści o majowej wycieczce do Szklarskiej Poręby – z perspektywy czasu zabawnych, ale wtedy nasi opiekunowie, Pani Ania i reszta ekipy, mieli ręce pełne roboty i sporo stresu z naszą młodzieżą. Pisałam o tym więcej we wczorajszym poście w społeczności Lady of Hive, gdzie dzielę się moimi codziennymi historiami – z przymrużeniem oka, ale zawsze szczerze.
Po zebraniu – jeszcze szybkie zakupy w deszczu (bo jakżeby inaczej – pogoda przecież nie mogła mi odpuścić) i powrót do domu. A tam znów ruch: kolacja, kąpiele, ogarnianie plecaków, szykowanie ubrań… Wiecie, ten wieczorny domowy maraton. Ale mimo wszystko – dzień był dobry. Pełen zwyczajnych zadań, które w swojej zwyczajności mają coś naprawdę kojącego.
I wiecie co? Te 20838 kroków to nie tylko statystyka z aplikacji. To potwierdzenie, że wracam. Że znów jestem na nogach – dosłownie i w przenośni.
A jak Wam minął dzień? Kto jeszcze wczoraj złapał deszcz na głowę i słońce w oczy?
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io