Sun, a Raccoon, and 10,000 Steps Later…
10,976 steps on Tuesday. The antibiotics finally kicked in, so I stopped resembling a crumpled version of myself. Even the weather decided to cooperate – the sun came out, and I took it as a sign: time to recharge!
My husband and I headed to Opatowice – a beautiful, lush water-rich area in Wrocław. Quiet, space, blue skies, and me... fever-free! Sounds like a miracle? Maybe, but the best part was yet to come.
On the way back, a raccoon ran across the road.
Not a plush toy. A real one. With a baby in its mouth.
I’m not sure who was more surprised – me or him. He looked me straight in the eyes like he was saying:
“Thanks, lady, for not freaking out. I’ve got places to be.”
I’d only ever seen raccoons in cartoons or American movies. And now – boom – Wrocław wildlife at its finest. I did some checking and turns out, since the '90s, raccoons have been slowly settling in Poland. I wonder if this one already had a residency permit.
That little moment sparked real childlike excitement in me. I felt like I’d won the adventure lottery.
And you know what?
Moments like that are first-aid kits for the soul.
A little movement, some sunshine, a touch of wonder – and suddenly you start feeling like yourself again.
Słońce, szop i 10 tysięcy kroków później…
10976 kroków we wtorek.Antybiotyk w końcu zaczął działać, więc przestałam przypominać zmiętą wersję siebie. Nawet pogoda postanowiła współpracować – wyszło słońce, a ja uznałam to za znak, że czas się doładować!
Z mężem zaszyliśmy się na Opatowicach – cudowne, zielone tereny wodonośne we Wrocławiu. Cisza, przestrzeń, błękitne niebo i ja... bez gorączki! Brzmi jak cud? Może, ale najlepsze dopiero przed nami.
W drodze powrotnej wybiegł nam na drogę... szop pracz.
Nie, nie pluszowy. Żywy. Z małym w pysku.
Nie wiem, kto był bardziej zdziwiony – ja, czy on. Spojrzał mi prosto w oczy, jakby chciał powiedzieć:
„Dzięki, kobieto, że nie robiłaś afery. Lecę dalej ratować świat.”
Zawsze widziałam je tylko w bajkach i amerykańskich filmach. A tu proszę – Wrocław i dzika przyroda w wersji premium. Sprawdziłam i faktycznie: od lat 90. szopy kolonizują Polskę. Ciekawe, czy ten miał już meldunek.
To doświadczenie rozbudziło we mnie totalną dziecięcą ekscytację. Czułam się, jakbym wygrała los na loterii przygód.
I wiecie co?
Takie chwile są jak apteczka dla duszy.
Trochę ruchu, trochę słońca, trochę zachwytu – i człowiek wraca do siebie.
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io