

Wtorek doskonale zobrazował poziom mojego ostatniego zmęczenia.
Od paru tygodni nie mogę trafić we wtorek do Babci, bo po prostu nie mam siły po dniu w biurze tam jechać, mam ochotę zwinąć się w kulkę pod kocem i udawać nieżywą. Oczywiście to rozwiązanie nie wchodzi w rachubę, więc trzeba wykrzesać dokładnie tyle sił, ile jest niezbędnych do zgarnięcia dzieci z placówek, zaprowadzenie je do domu i zrobienie jakiegoś obiadu. Na nic więcej energii nie wystarcza.
Wczoraj jednak postanowiłam, że bez jaj, pojadę w końcu. Walka z Dzidzią, która wolała spacerować zamiast iść do auta, wyczerpała jakieś 78% moich ubogich zasobów. Wpakowałam ją w końcu do fotelika, złożyłam duży wózek do bagażnika, usiadłam za kierownicą... i klops. Samochód nie odpalił.
Silnik się dusił, miałam wrażenie, że pojawił się jakiś komunikat o pasku (?), ale nie dostrzegłam zbyt wyraźnie, bo ekran szybko zmienił się na informację o automatycznym trybie wycieraczek. Po kilku próbach odpalenia uznałam, że to bez sensu, odwołałam Babcię, wyjęłam Dziecko i wózek z bagażnika i heja, jednak pieszo do przedszkola, bo tam przecież czekał na nas Bombel, a w międzyczasie zrobiło się niemożebnie późno, dochodziła 16, ja zawsze staram się jednak być wcześniej.
Pobyliśmy chwilę na placu zabaw, bo tam był Wiktorek, a potem wróciliśmy do domu, gdzie przyznam szczerze - z ulgą puściłam dzieciom jakąś bajeczkę i poszłam do kuchni wymyślać obiad. Wszak tego dnia mieliśmy jeść u Babci, więc nic nie było przygotowane.
Wrócił @sk1920, na moją prośbę zszedł do auta... i powiedział, że odpalił bez problemu.
Ja naprawdę nie wiem, co się wydarzyło, kiedy ja próbowałam odpalić. Ale moja nieprzytomność miała taką skalę, że nie zdziwiłabym się, gdybym np. zamiast sprzęgła wciskała hamulec. Kto wie.
Dziwnych akcji ze zmęczenia było parę tego wieczoru. Dość powiedzieć, że miałam mikrozaśnięcie podczas wycierania twarzy ręcznikiem po wieczornej kąpieli - jak moja głowa dotknęła miękkiego ręcznika, to poczuła się jak na poduszce, serio. Możecie mi nie wierzyć, ja jestem osobą, która potrafi zasnąć w pędzącym po ulicach Bangkoku tuk-tuku, więc zaśnięcie na stojąco podczas wycierania twarzy to serio nic takiego.
Odnoszę wrażenie, że naprawdę potrzebuję jakichś narkotyków, czy czegoś, żeby odnaleźć życie na jesień i zimę.
Poszłam spać o 19.30. I tyle człowiek ma z tego życia.
Tuesday perfectly illustrated my recent fatigue.
For a few weeks now, I haven't been able to make it to Grandma's on Tuesday because I simply don't have the energy to go after a day at the office. I feel like curling up under a blanket and pretending to be dead. Of course, that's out of the question, so I have to summon exactly the energy necessary to gather the kids from the daycare, take them home, and make dinner. I don't have enough energy for anything else.
Yesterday, however, I decided, no kidding, I'll finally go. Fighting with Baby, who preferred walking to the car, had used up about 78% of my meager resources. I finally got her into her car seat, put the large stroller in the trunk, got behind the wheel... and voila! The car wouldn't start.
The engine was choking, and I had the impression that some kind of warning about a seat belt (?) had come on, but I didn't notice it clearly because the screen quickly changed to a message about the automatic wipers. After a few attempts to start it, I decided it was pointless. I called Grandma, took the baby and the stroller out of the trunk, and hey, we walked to preschool after all, because Bombel was waiting for us there. Meanwhile, it had gotten incredibly late; it was almost 4 p.m., but I always try to be there early.
We spent a while at the playground, because Wiktorek was there, and then we went home, where, honestly, I was relieved to watch a story for the kids and went to the kitchen to plan dinner. After all, we were supposed to eat at Grandma's that day, so nothing was prepared.
@sk1920 returned, at my request, went down to the car... and said it started without a problem.
I honestly don't know what happened when I tried to start it. But my unconsciousness was so severe that I wouldn't be surprised if, for example, I'd been pressing the brake instead of the clutch. Who knows?
There were a few strange, tired actions that evening. Suffice it to say, I had a micro-fallen asleep while drying my face with a towel after an evening bath – the moment my head touched the soft towel, it felt like a pillow, seriously. Believe me, I'm someone who can fall asleep in a tuk-tuk racing through the streets of Bangkok, so falling asleep standing up while drying my face is seriously no big deal.
I feel like I really need some drugs or something to find my life for the fall and winter.
I went to bed at 7:30 PM. And that's all I get from this life.
_This report was published via Actifit app ([Android](https://bit.ly/actifit-app) | [iOS](https://bit.ly/actifit-ios)). Check out the original version [here on actifit.io](https://actifit.io/@asia-pl/actifit-asia-pl-20251105t070546639z)_



