Witam wszystkich i życzę miłego dnia!
Na przełomie lipca i sierpnia wybraliśmy się całą rodzina w Bieszczady. Wyjazd ten był formą prezentu... pod choinkę :) Rodzicie zdecydowali się nie kupować prezentów dla mnie i rodzeństwa, tylko zasponsorować wyjazd rodzinny na długi weekend w jakieś ciekawe miejsce. Ciężko było taki wyjazd zorganizować ze względu na pracę i studia. Część członków rodziny (lub przyszłych członków) studiuje w tygodniu, część przez weekendy. Ja pracuję na 4 brygady i często cały weekend spędzam w pracy, natomiast Tata jest budowlańcem w Wiedniu i do Polski zjeżdża raz na 2-3 tygodnie. Dlatego wyjazd udało się zorganizować dopiero końcem lipca.
Główną atrakcją wyjazdu miała być początkowo pętla z Wołosatego przez Tarncię, Halicz i Rozypaniec. Plan ten niestety pokrzyżowała pogoda i wyprawa skończyła się na Tarnicy.
Tarnica jest najwyższym szczytem po polskiej stronie Bieszczad co daje jej miejsce w koronie gór polskich. Mierzy 1346m n.p.m. i jest częścią Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Na jej szczycie postawiono metalowy krzyż, a obok niego znajduje się kilka ławek, na których można odpocząć po trekkingu. Prowadzi na nią kilka szlaków turystycznych i jest popularnym celem wielu wędrówek, ze względu na wysokość i piękne widoki.
Nasza trasa rozpoczęła się w miejscowości Wołosate, gdzie znajduje się duży płatny parking, nieopodal wejścia do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Początkowo wędrowaliśmy za łączonym niebieskim i czerwonym szlakiem. Po kilkuset metrach skierowaliśmy się już na szlak niebieski który rozdziela się z czerwonym przy kasie biletowej parku. Po zakupieniu biletów ruszyliśmy rozległą polaną w stronę lasu.
Szlak momentami był dość wymagający i męczący. Momentami było też dość ślisko po opadach deszczu poprzedniej nocy. Spora część wędrówki odbywała się przez las, ale były miejsca odkryte i widokowe.
Aż w końcu na dobre wyszliśmy z lasu i można było się cieszyć pięknymi widokami.
Podejście pod Przełęcz pod Tarnicą okazało się dość trudne. Zaczął wiać bardzo mocny wiatr i padać lekki deszcz. Na przełęczy zrobiliśmy krótki przystanek, aby się ubrać na te warunki.
Z przełęczy czekało już tylko krótkie podejście na Tarnicę szlakiem żółtym.
Po dotarciu na szczyt nie mieliśmy zbyt dobrej widoczności. Momentami wręcz nie było jej wcale. Tylko na krótkie momenty chmury i mgła się rozrzedzały odkrywając trochę Bieszczadzkiego piękna.
Na szczycie zjedliśmy posiłek i napiliśmy się kawy i po krótkim odpoczynku ruszyliśmy z powrotem na przełęcz, gdzie miała zapaść dalsza decyzja na temat wędrówki. Opcje były dwie... Iść dalej w kierunku Halicza czerwonym szlakiem i kontynuować pętlę mimo bardzo niepewnej pogody i możliwości opadów, czy odpuścić i wrócić w suchych ubraniach. Zdania były mocno podzielone, ale w końcu moja siostra podjęła decyzję za wszystkich i ruszyła niebieskim szlakiem w drogę powrotną bez słowa. Jak się później okazało chmury przeminęły i wyszło słońce, ale kto mógł wiedzieć ;) Na koniec ponownie zdjęcia z polany przy wejściu do Parku. tym razem podczas powrotu.
Ogólnie szlak bardzo przyjemny chodź momentami męczący. Myślę, że jeszcze tam wrócę. Pozostał niedosyt przez brak widoczności i pogodę, przez którą zrezygnowaliśmy z kontynuacji pętli. Niedosyt ten pewnie ponownie mnie tam zaprowadzi. Jest w Bieszczadach coś, co ciągnie do nich potwornie. To pewnie ta dzikość i nieprzewidywalność. Tereny odległe, na skraju Polski, gdzie wciąż ludzka ingerencja nie jest specjalnie odczuwalna. Gdzie można znaleźć miejsca spokojne i delektować się naturą i spokojem. I można spotkać Niedźwiedzia :D Chciałbym, ale z daleka. Zobaczyć go gdzieś na górskim zboczu w jego codzienności.
Tyle ode mnie na dzisiaj. Trzymajcie się ciepło!